Szału ni ma, ale powrót jest. Raz jeszcze blog ten poddany został resuscytacji, oby skutecznej. Niech żyje nam sto lat; cyfrowy pomnik niekoniecznie trwalszy niż spiżowy, ale mój mały duży (a co się będę, niech rozmach będzie).
Jak głupiec po omacku szukam odpowiedzi na pytanie "kim jestem?"
To, że składam się w 70% z wody, nie napawa mnie wielkim smutkiem - grunt żeby owe H2O nie zgasiło wewnętrznego płomienia, który na nowo nieporadnie rozpalam używając zakurzonego krzesiwa. Tradycyjne metody powrotu są najskuteczniejsze. Nie sprawdziły się instrukcje wielkich moralizatorów i ich "mentalność zwycięzcy"; podejście pt. "mam-na-to-wyj___ne" jest skuteczna, ale krótką metę. Rozpaczanie nad własnym losem bywa na swój niepowtarzalny sposób przyjemne, ale bezwartościowe, kiedy za łzami nie kryje się pot towarzyszący wysiłkowi związanemu z chęcią poprawy. Artur Schopenhauer miał rację twierdząc, że kontakt ze sztuką czy zwyczajną rozrywką odrywa naszą uwagę od pragnień i pozwala chociaż na krótką chwilę zapomnieć o/zrezygnować z żądz, jednak to też nie rozwiązuje problemów tkwiących głębiej.
Szukanie odpowiedzi w snach? Nieskuteczne, szczególnie w momencie, kiedy stają się one bardziej chore niż wizje najodważniejszego z kubistów. Gwiazdy? Tym bardziej nie, bo są one jedynie elementem szeroko rozumianej przyrody.
Deszcz.
Potrzebuję oczyszczenia.
Z grzechu.
Z nienawiści.
Z uprzedzeń.
Powrotu do źródła Prawdy.
Rzymski prefekt Poncjusz pytał "Co to jest prawda?", nie wiedząc, że odpowiedź na to pytanie była przed jego oczami. A ja? Jak bardzo ślepy muszę być, żeby nie widzieć tego, co dzieje się w moim życiu powtarzając te same błędy. Jak bardzo naiwny jestem myśląc, że coś zrobi się samo. Jak głuchy jestem na wołanie innych proszących o wyciągnięcie ręki...
Czy poznałem tę Prawdę? Nie wiem.
Czy ją zrozumiałem? Na pewno nie.
Czy warto się po Nią schylić używając kolan? Zdecydowanie tak.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz