Jakoś mi smutno.
Z takiego powodu, że język, którym się posługujemy kuleje. I to na dwie nogi.
Sam nie jestem żadnym Miodkiem, ale mocno irytują mnie popularne już niestety określenia, które nieobce są nie tylko kulturze niskiej, ale wpełzają "na szczyty". Amerykanizacja? Krok na przód w stronę wolności? Wszechobecne chamstwo? Nie wiem.
W momencie kiedy takie a nie inne wyrażenia słyszę z ust określonych osób, czy w pewnych sytuacjach, to nie dziwi mnie to tak bardzo, jak wtedy, kiedy rodzi to pewną sprzeczność w odbiorze.
Przykład z życia?
- Gdzie byłeś w ten weekend?
- W operze i muszę Ci powiedzieć, że było (za)rąbiście/jebiście.
- Pierdolisz?
- Nie, serio było w pytę. Doświadczyłem czegoś niesamowitego.
Może się czepiam, może przejaskrawiam...
...ale chuj!.
_____________________
Szukałem jakiejś grafiki dla tego wpisu i jadąc po najmniejszej linii oporu wstukałem w google grafice "opera" i niestety tylko 5% wyników ukazywało budynek, a reszta dotyczyła przeglądarki internetowej.
