sobota, 30 października 2010

Głos ludu - głosem głuchym.

 Oglądałem dzisiaj końcówkę programu rozrywkowego (?!) Tap Madl, w którym to uczestniczki poddają się ocenie jury, decydującego, która z potencjalnych modelek odpadnie w tym tygodniu i nie będzie miała szans na zostanie tytułową tap madl - tyle tytułem wstępu. Zapytasz człowieku po co to oglądałem? Po to by zobaczyć, co ludzie są w stanie zrobić dla sławy i jaki poziom trzyma współczesna telewizja. Cóż...  na oba pytania odpowiedź jest smutna. 
 Zaczynając od drugiego pytania, bo tutaj odpowiedź będzie krótka - żenujący. Kiedy jeszcze chodziłem na zajęcia teatralne, dyrektor i reżyser Teatru Polskiego Robert Talarczyk powiedział, że tworząc przedstawienie trzeba założyć, że widz jest inteligentniejszy od nas - twórców, więc ja się pytam (niestety jedynie retorycznie), na poziom intelektualny kogo tworzone są takie szmiry? Twierdzę, może idealistycznie, że telewizję kreują ludzie mądrzy, którzy jednak nie zakończyli swojej edukacji na szkole podstawowej i nawet przewyższają mnie swoim obyciem w świecie, więc czemu w swoim domu dostaję jedynie dodatek do rzymskiego chleba? Bo nie mogę nazwać tego inaczej jak igrzyska.
 Co telewizja publiczna ma mi do zaoferowania w przeciągu tygodnia? 24 seriale (!) - policzyłem, z 13 teleturniejów, pakiet wiadomości na każdym kanale (w zależności od tego, kto jaką opcję polityczną preferuje) i pozycje takie jak Taniec z Gwiazdami, Mam Talent, kiedyś You Can Dance, Jak oni śpiewają czy Tańczą na lodzie lub Świrują w cyrku... Nie jestem w stanie wymienić wszystkich pozycji, ale w każdym razie formuła jest prosta.

 Gladiator wychodzi na arenę, podjudzona wcześniej publiczność skanduje jego imię, nasz bohater wykonuje swój popisowy numer. Ława, która jest głosem ludu wygłasza swoją opinię, by później społeczeństwo mogło wybrać - CHWAŁA czy ŚMIERĆ medialna. Pamięć  o zwycięzcy potencjalnie ma przetrwać na wieki! ...ale z reguły wypala się do kolejnego sezonu emisyjnego.

 Czy to nie brzmi choć trochę znajomo?

 A wracając jeszcze do naszych Top Modelek, to przeraziło mnie nastawienie tych kobiet, które wybrały się do tego programu, ale przed kamerami wciąż przyznają, że nie mają siły przebicia i są wykończone psychicznie. Oczywistym jest, że obnażają się fizycznie, ale co jest gorsze - psychicznie. Pozbawiają się całej intymności, wystawiając na światło dzienne wszystko, co je dotyczy. Stają zupełnie nagie psychicznie przed paro milionową widownią, krzyczącą CHLEBA i IGRZYSK! Konsumpcji, sexu, kłótni, brutalności, błazenady zakrytej płaszczem powierzchownej przyzwoitości!

Więcej, mocniej, szybciej, intensywniej, bardziej!

Dokąd idziesz współczesna Rozrywko?
...a może... dokąd się cofasz...?



czwartek, 28 października 2010

Quatro. Tłumaczą się winni.

Ello,

 Znowu piszesz? Tak, piszę, bo to jest dla mnie oczyszczenie.
Ale żeby tak dzień w dzień? Tak, bo mam do tego zapał, a już zacząłem zapominać co to słowo oznacza, więc tym bardziej czerpię z niego chochlami i korzystam, póki jest gorący. Tak... 
Pasja.
 Jak bardzo brakowało mi tego słowa, a może bardziej jego zastosowania w życiu. Teraz wyżywam się "twórczo" (duże słowo) nie bacząc na poprawność językową, na formę i te wszystkie inne (nie powiem, że niepotrzebne) ograniczenia, które atakują mnie przy każdym wypracowaniu. Ha! teraz nie muszę się bać, że ktoś przyjdzie z czerwonym długopisem i zapaćka mi marginesy odejmując punkty za rozwinięcie.
 To jest coś co polecam: napisać coś ot tak, i bawić się tym, jako twórca, a nie rzemieślnik.

 Chciałbym wyjaśnić sprawę bałaganu, który będzie rozwijał się pod tym adresem. Będę pisał o sobie, o swoim myśleniu i patrzeniu na własne życie. Znajdą się tutaj również komentarze odnośnie świata (a co ja się będę!) tego globalnego ale i bliskiego mi. Unikać będę opinii na temat ludzi znanych mi bezpośrednio i wystrzegać się będę używania emotikonek - im mówię stanowcze nie, kiedy mam więcej czasu, by opisać emocje i stany wewnętrzne [czyt. więcej czasu niż potrzeba, na wklepanie dwukropka i jakiegoś dopełniacza].

 Miało być o marzeniach, które się spełniają, ale niestety oczy i palce odmawiają mi już posłuszeństwa, a jak mawiali Indianie, górale, wróżki i cyganie "jutro też jest dzień..." i wieczór, który można poświęcić na wypociny językowe.



środa, 27 października 2010

Tres. Niedostępność? Nie... Przesyt!

Ello,

 Codzienność. Czym jest dla mnie?

Czasem jedną wielką improwizacją,
Rzadziej uporządkowanym planem.
Zawsze niesie jakąś dawkę radości,
Ale słodycz nie jest tak doskonała,
Kiedy nie jest zaprawiona goryczą.

 Te ostatnie słowa zapadły mi w pamięci po obejrzeniu filmu Vanilla Sky, który okazał się całkiem niezły. Ostatnio krąży wokół mnie dużo obrazów onirycznych i sen sam w sobie, zaczął mnie fascynować. Bo czym on jest, jeśli nie projekcją naszego umysłu? A skoro tak, to skąd w naszej podświadomości biorą się takie a nie inne wyobrażenia? I nie! nie chcę wierzyć, że jest to zależne od faz Księżyca - ta teoria jest zbyt płytka. Wiedząc, że myśli to w praktyce fale mózgowe chciałbym zobaczyć jaki wykres mają moje, a nuż zaprezentuje coś, hmm... czego nie będą w stanie opisać matematycy i fizycy .

Sen.
Stan umysłu.
Piękna czynność.
Odbicie osobowości.
Dzikie uśpienie świadomości.

 Uwielbiam wyczekiwać na ten moment w ciągu dnia, kiedy położę w tej cudownej, nieskazitelnej, wspaniałej i zjawiskowej przestrzeni mojego pokoju zagospodarowanej przez mebel, z którym przez te lata zdążyłem się zaprzyjaźnić i przenieść się w centrum akcji, jako bohater epickiej historii. Nie myślę o tym co działo się tego dnia, lub co czeka mnie następnego, bo za dużo czasu i energii poświęcam na to będąc na nogach. Wystarczy mi podróż do krainy Morfeusza.

Apel!

 Nie ustawiajcie na telefonie jako budzik swojej ulubionej piosenki - to się nie sprawdza. Wstawanie nie stanie się prostszym, z dodatkiem uśmiechu na ustach, a jedynym powstałym produktem będzie rosnąca niechęć, zmieniająca się w nienawiść, do niegdyś ukochanego utworu.


AfterEdit: Kącik filmów godnych polecenia, związanych z tematyką snów:
 Fight Club, Incepcja, Vanilla Sky, Donnie Darko.


Claude Monet - Vanilla Sky

wtorek, 26 października 2010

Dos. Piruety na pięcie.

 Ello,

 Zastanawiałem się nad zmianą postrzegania się przez się, tzn. jaki byłem czy jestem. 
c'mon, nie da się tego zamknąć w jakieś sztywne ramy, bo takowe nie istnieją, ale widzę podział na pewne 3 stadia charakteru:

- nieśmiały szary szczurek (bo myszą być nie chcę)
- roześmiana bananowa popierdółka
- Stańczyk, kolorowy gość (może błazen) zadumany nad losami świata.


Przyznaję: mam romans z Ciszą i Ciemnością.

 Z tego hermetycznego związku spłodzone są myśli, które przechodzą właśnie bunt młodzieńczy czy inny Sturm und Drang.


 Pierwszy i ostatni raz na tym blogu padnie to nazwisko więc drżyj serwerze! 
Justin Bieber.
Gość, do którego nic nie mam. Tworzy muzykę, na którą w pewnych środowiskach jest popyt - okey. Nie trawię tego typu "twórczości", ale niech  sobie będzie, póki nie pali na scenie kotów czy nie drze Biblii. 
 Jedyni ludzie, do których mam pretensje to goście od marketingu, którzy zrobili krzywdę temu, co by nie mówić, dzieciakowi. Założę się, że za 5 lat 
a) nikt nie będzie o nim pamiętał
b) wpadnie w wielkie g____ i będzie miał psychikę skrzywioną jak paragraf i pod niejeden będzie mógł podpaść.
Ktoś podbija zakład? Stawiam sto PLNów.

 Dlaczego to piszę o tej postaci? A no bo dzisiaj widziałem trailer z produkowanego właśnie filmu 3D, będącego jego biografią.

 I co z tego? tak naprawdę to nic, ale rozśmieszyło mnie to, zmieszało i sprawiło, że usta me bezdźwięcznie wypowiedziały słowo, które stało się atrybutem Bogusia Lindy.


Wnioski.
 Cieszę się niesamowicie z faktu, że nie jestem znany na większą skale. To jest jedno z większych błogosławieństw, które mnie spotkało. Jak to mówią najgorzej spada się z dużej wysokości, a ja od małego mam jej lęk.

 Mykam sobie po szlakach wyobraźni i co jakiś czas muszę odskakiwać w bok, by jakaś "gwiazda" nie gruchnęła mi na głowę z rachitycznego pomniku, który chcą sobie wybudować... Ech. Czemu tylko za cegły biorą sobie ciała trupów, po których pną się do celu...



poniedziałek, 25 października 2010

Uno. Zmierzając do niewiadomokąd.

Ello!

Czas na mały powrót w kiepskim stylu przeciętnego człowieka! 

W słuchawkach leci coś pozytywnego, miękkie, pomarańczowe światło rozlało się po moim pokoju niczym mleko, nad którym nie warto płakać, a za oknem od paru godzin nie widać już nic poza głuchą jak pień ciemnością łączącą się z ciszą.

Do perfekcji opanowałem odcinanie się od myśli, że będę miał w tym roku tura, bo ze zwierząt to bliżej mi do stwora podobnego do mantikory, z tym wyjątkiem, że będę miał skrzydła mola, móżdżek ptaka i ciało leniwca. aha! no i ogon, na który ktoś nadepnął. 

Ten wpis nie zmierza do jakiegoś konkretnego punktu, jest raczej zbitką luźnych myśli

Tak jakoś się składa, że pierwszy wpis/odcinek/rozdział czegoś nieznanego zwykle odbierany jest jako coś niezapowiadającego się dobrze. No przynajmniej w moim wypadku.

To miejsce traktował będę jako miejsce zrzutki moich myśli, ot co! Dużo skrótów myślowych, trochę porównań, kilka obrazów, parę tajemnic i odrobina zabawy ze słowem.

A skończymy urwaną myślą pochodzącą z III części Dziadów: "I mam je, mam je, mam - tych skrzy..."