Niekiedy warto zrzucić z nosa okulary o szkłach w kolorze wrzosu, by podeptać je ciężkim butem i założyć ponownie, aby dzięki temu zabiegowi móc lepiej zobaczyć otaczający nas świat.
Wychowałem się w zasadzie, w "sterylnym moralnie" środowisku - nie mnie oceniać czy to dobrze, czy źle.
Czy jestem przygotowany na życie w 'prawdziwym świecie', czy może jednak powinienem wstąpić do Fight Clubu i uczyć się stylu życia od Tylera Durden'a?
A może dzięki temu, moja potencjalna, przyszła rodzina stanie się Arkadią, a skowronki o lśniących piórkach, będą roznosić po domu zapach lawendy?
Nie wiem.
Nie oceniam.
W ostatnim czasie nauczyłem się jednak kilku ważnych lekcji, z których zadanie domowe robiłem na własną rękę, bo nawet mój mentor Internet Wielki nie zna odpowiedzi na pytanie "jak żyć?"
To pytanie jest tak banalnym, że aż chce się rzygać, ale równocześnie tak trudnym, że bez nici Ariadny nawet nie próbuj przekraczać progu jego zawiłości.
Tak wiem - przeintelektualizowany bełkot.
W przeciągu ostatnich dwóch miesięcy miałem okazję poznać tylu ludzi o nieprzeciętnych historiach, że nie byłem w stanie przejść obok tego faktu obojętnie.
Czy przez czyjąś nieuwagę zostajesz skazany na wózek do końca życia;
Czy w jednej chwili tracisz bliską, najbliższą Ci osobę;
Czy drwiny z dzieciństwa na Twój temat wpłynęły na Ciebie tak mocno;
Czy dostajesz wymarzoną pracę, która daje Ci satysfakcję;
A może właśnie jesteś na etapie odświeżania swojego życia?
Pośród tych wszystkich ludzi, gdzieś błądzę.
Ale czy istnieje większa wartość, niż uratowanie komuś życia...?
Konkretnego.
Tak zwyczajnie niezwykłego.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz