Ello,
Zacznę nietypowo, bo od przytoczenia pewnych słów:
"- Cóż to czytasz, mości książę?
- Słowa, słowa, słowa."
~
Hamlet - William Shakespeare
Jaką wartość mają słowa w naszych czasach? Jaką wartość mają one konkretnie dla mnie?
Świat, który nas otacza jest aż przesycony ilością słów, których potok zalewa nas zewsząd. Wszechogarniające komunikaty, ogłoszenia, wiadomości. Jak w tym chaosie odnaleźć coś cennego? W zasadzie chaos jest rodzajem porządku, który może czasem łatwiej jest nam przyjąć, jednak brak nam odpowiedniego algorytmu.
Z jednej strony mamy masę nagromadzonych słów, a z drugiej skrajne skracanie wszelakich wyrażeń tak, że stają się one jedynie hasłami. Hasła te przepełniają nasze życie, byśmy zaczęli się nimi posługiwać. Inkrustują nasz słownik i stają się czymś na tyle zwyczajnym, że w końcu zapominamy skąd wziął się i co znaczył dany skrót myślowy, który zdążył wwiercić się w naszą podświadomość - punkt dla mediów, socjologów.
Dość mam wszechogarniajacego patosu. Świata, w którym używamy słów, nie zdając sobie sprawy z tego, co one znaczą. Bo czym stały się tożsamość, szacunek, sensualizm, empatia, życie, wiara...? Kiedy są one pełne prawdy, a kiedy stają się napompowanymi zwrotami?
Ponadczasowa myśl głosi: pomyśl zanim coś powiesz - przekładając to na język współczesny: lepiej czasem wcisnąć delete niż enter. Słowo niestety może zabić - nie dosłownie, ale mentalnie, chociażby odcinając komuś skrzydła nadziei, gasząc ogień uczucia czy upodlająco wbić głęboko w ziemię.
Nie, dość! Za dużo narzekania.
Odkręcam gniazdko elektryczne nadstawiając kubek, bo potrzebuję od zaraz napięcia i energii.