Nie lubił ciszy.
Zniewalała go.
Zmuszała do myślenia. Analizy tego, poprzedniego, czy nadchodzącego dnia.
Nie bez powodu kupił sobie tykajacy zegar, w nocy otwierał okno, uruchamiał metronom, czy puszczał muzykę. Nawet pukający rytmicznie w szybę deszcz go radował.
Cisza sprawiała, ze był sam na sam ze sobą, a nie był przekonany co do odpowiedniości tego towarzystwa. Wolał zaprosić przyzwoitkę w postaci pana czy pani z kolorowego ekranu, choć ich wypowiedzi ani nie brzmiały, ani nawet nie imitowaly czegoś mądrego.
Mimo wszystko lubił spędzać czas w samotności, ba! Nawet potrzebował tego.
W jego życiu sprawdzała się jednak bardzo dobrze stara maksyma "używać, ale nie nadużywać", bo bez innych ludzi paradoksalnie gubił swoją tożsamość.
Nie uznaję pseudomądrości: "tylko w samotności jesteś sobą". To każda sytuacja, w której się znajdujesz i zachowujesz się w taki, a nie inny sposób definiuje Cię.
Dla kogoś jesteś synem,
Dla kogoś kochankiem,
Dla kogoś śmiertelnym wrogiem.
Każda z tych "ról" jest integralną częścią Ciebie. Może nie realizują się one w równym stopniu, ale nie możesz z nich zrezygnować. Nawet nie powinieneś tego robić!
Damn it... Kim jestem, by mówić "nie powinieneś"?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz